pisanie o rumunistanie
poniedziałek, listopada 22, 2004
  coraz bardziej w domu
oj, dawno nie pisalem, oj dawno... a wydazylo sie w tym czasie sporo, wydarzylo... a nie pisalem z tego wzgledu, ze wiekszosc mojego wolnego czasu spedzam w bibliotece i zbieram materialy do referatów. i stwierdzilem, ze jakkolwiek nie mowie jeszcze biegle po rumunsku, to rozumiem wlasciwie wszystko i czytajac obywam sie praktycznie bez slowników.

wybralem sie pewnego dnia na wieczorek kulturalny rosjan-lipowian, takiej malutkiej mniejszosci narodowej, która mamy i w polsce, tylko u nas nazywaja sie oni staroobrzedowcami. spóznilem sie troche i oszczedzilem sobie tym samym czesci wystepów taneczno-spiewaczych, a trafilem na najciekawsza czesc programu, czyli na bankiet. pogryzajac kielbase, pierogi i bliny pogadalem chwile z mlodym lipowianinem, który po rosyjsku zna tylko "na zdarowie". mówil, ze lipowian jest co prawda juz malutko, ale za to sa silni, zwarci i prezni, maja zwiazek mlodziezy, kursy rosyjskiego i, oczywiscie, cerkiew. tylko, ze coraz ich mniej, bo wbrew zyczeniom starszego pokolenia, mlodzi wybieraja sobie wspolmalzonków sposród rumunów...

pokazal mi swoja ulubiona knajpe. miesci sie ten przybytek w jakims podwórku, w podziemnym garazu, prawie wszyscy goscie sa ubrani na czarno i maja dlugie wlosy i sluchaja ciezkiego metalu. glówna atrakcja jest to, ze kazdy moze podejsc do komputera ustawionego na barze i puscic muzyke, jaka tylko zapragnie, pod warunkiem, ze jest to wlasnie ciezki, baaardzo ciezki metal. od razu polubilem to miejsce, bo muzyka, co prawda "niszowa", nie jest grana tak glosno, jak w innych rumunskich barach, napoje sa bardzo tanie, a goscie niezwykle otwarci i mili. i czasem tancza! przesmieszny widok, gdy trzech, czy czterech dlugopiórych staje na srodku knajpy i niezmordowanie wymachuje czuprynami, jak na koncercie.

a teraz uwaga! okazalo sie, ze nie jestem jedynym polakiem na tej uczelni! doniesiono mi, ze na roku przygotowawczym jest dwu innych. natychmiast ich zlokalizowalem i odwiedzilem. tomek i jarek to studenci teologii prawoslawnej, którzy zostali wyslani na studia magisterskie do rumunii. znaczy klerycy, ale calkiem normalni. duzo normalniejsi, niz znani mi klerycy katoliccy:) niesamowicie mi bylo przyjemnie w koncu z kims porozmawiac po polsku. chlopaki sa tu dopiero trzy tygodnie i jeszcze troche czuja sie zagubieni. pokazalem im kawalek miasta i wstepnie umówilem sie na polska kolacje w postaci pierogów.

do moich czterech przedmiotów doszedl mi piaty. na mojej uczelni otwarto bowiem nowy kierunek studiów magisterskich, "historie i kulture zydów", wiec nie moglem sie oprzec przed wybraniem choc jednego przedmiotu. wybralem zatem "historiografie zydowska". "sprzedam" tu na zaliczenie prace, ktora i tak mialem zamiar napisac, o zydowskiej spolecznosci i jej kulturze w jassach w latach 1923-1942. wlasnie dlatego przesiaduje tak w bibliotece.

ta biblioteka to niezmiernie ciekawy, pelen niespodzianek zaklad. korzystanie z niej przypomina uczesnictwo w jakiejs grze, której regul sie nie zna i trzeba je dopiero odgadywac. poczawszy od tego, ze studenci nie moga uzywac paradnych schodów, które sa na wprost wejscia, tylko ryzykujac zdrowie i zycie, musza wspinac sie kretymi i stromymi schodami "dla sluzby". katalog jest co prawda skomputeryzowany, ale nie calkiem i szlag moze trafic podczas poszukiwania. kazdy egzemplarz nawet tej samej ksiazki ma calkiem inny numer. biblioteka jest "centralna", zle wiekszosc zbiorów znajduje sie w filiach. obowiazuja jakies dziwne limity w wypozyczaniu ksiazek, takie jak ze mozna wziac najwyzej trzy, ale nie mozna wypozyczyc jednoczesnie dwu tomów. w czytelni za to nie mozna wziac wiecej niz pieciu tomów dziennie, co oznacza, ze nawet jak oddam, to co wzialem, to nie moge na to miejsce wziac czegos innego w tym dniu. a w ogóle to na zamówienie trzeba czekac nawet do dwu godzin. zgroza. i to tylko czesc tych dziwnych regul. widac strasznie jestem rozpieszczony na tej mojej niemieckiej uczelni z biblioteka o wolnym dostepie do zbiorów...
 
Komentarze:
naprawde swietnie sie czyta twojego bloga!troche ci zazdroszcze tego siedzenia w rumunii,ale cóz...mam nadzieje ze jeszcze niemało czasu bede mogła tam przesiedzieć:)sama mam fioła na pkcie tego kraju,nie wiedzieć czemu...hmmmpozdrawiam!!
 
Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]





<< Strona główna
po pięciu latach w rumunistanie, po czterech latach od porzucenia pisaniny powracam do komentowania rumuńskiej rzeczywistości.

wygląda na to, że rzeczywistość się zmieniła. i sposób patrzenia także.

autor uprzedza lojalnie, że jego obserwacje są stronnicze, opinie - subiektywne, a teksty w zamierzeniu ironiczne, a nawet złośliwe.

Moje zdjęcie
Nazwa:
Lokalizacja: Bukareszt, Romania
Archiwa
sierpnia 2004 / września 2004 / października 2004 / listopada 2004 / grudnia 2004 / stycznia 2005 / lipca 2005 / września 2005 / sierpnia 2009 /


Powered by Blogger
Web Counters

Subskrybuj
Posty [Atom]