pisanie o rumunistanie
poniedziałek, października 25, 2004
  rumunia na co dzien
papierek od lekarza zdobylem cudownym sposobem, bez robienia testow, tak po prostu poszedlem do pani doktor i powiedzialem ze nie mam czasu, ze zajecia, ze to, ze tamto i w koncu pani doktor spytala, czy nie biore narkotykow, kazala mi podciagnac koszule, odsluchala i na podstawie odsluchu z klatki piersiowej i wywiadu z pacjentem stwierdzila urzedowo, zem zdrowy i nie stwarzam niebezpieczenstwa dla spoleczenstwa rumunskiego. tylko, ze chyba tego papierka nie wykorzystam, bo zorientowalem sie, ze za pozwolenie na pobyt musze zaplacic 90 dolca, a dostane je tylko na trzy miesiace. tak wiec chyba bardziej bedzie mi sie oplacalo pojezdzic sobie do czerniowiec i nazad. a byc moze odwiedze i wegry... do kluzu-napoki przyjechal bowiem moj ulubiony cygan, czyli philipp von gebler, bedzie zatem wypadalo go odwiedzic, a z transylwanii na wegry juz niedaleko.

zaczalem sie powoli integrowac ze studentami, a dokladniej ze studentkami rumunskimi. nie wiem, co sie dzieje, ale podoba mi sie to: najladniejsze dziolchy na salach wykladowych proponuja mi miejsca obok siebie, po wykladach ucinamy sobie pogawedki przy soku, dostaje propozycje pomocy itp... a tych najladniejszych kobit to wcale tak duzo tutaj nie ma...

w sobote dowiedzialem sie, ze mam na przyszly tydzien przygotowac referat o mniejszosciach narodowych w polsce i w niemczech. na szczescie moge go wyglosic po angielsku. to bardzo upraszcza sprawe, bo jakkolwiek w swobodnej rozmowie po rumunsku sobie radze, to z referatem bylby lekki klopot.

widzialem rumunski film! naprawde, calkiem rumunska tragiczna komedia pod tytulem 'italiencele' czyli wloszki. dialogow nie zrozumialem w zab, byly strasznie szybkie, a cala tresc filmu to handel kobietami. w scenerii wsi transylwanskiej. co moge napisac... mam nadzieje, ze nie byla to najlepsza produkcja kina rumunskiego, bo balbym sie zobaczyc cos slabszego. a w samym kinie (ogroooomnym) bylo widzow szescioro i ziab tak straszliwy, ze trzeba bylo po projekcji wybrac sie na grzanca.

a w piatek bylem na wernisazu. zostalem nan zaproszony w czwartek, w 'klubie prasy' dokad wybralem sie z sandrine na grzane wino po polarnej wyprawie do kina. podczas konsumpcji w tymze ekskluzywnym lokalu gastronomicznym poznalisny miedzynarodowa grupe artystow wraz z ich rumunskimi gospodarzami. rumunscy gospodarze to dzialacze galerii 'vector', ktorzy chca oferowac sztuke wspolczesna mlodemu widzowi. a zesmy mlodzi, to i nas zaproszono na wystawe. wystawa ta odbywala sie w bydynku lazni tureckiej, ktora sprawiala wrazenie remontowanej. budynek bardzo mi sie spodobal, wystawa juz mniej. owszem, widzialem i gorsze, ale ta byla jakas... wymuszona. instalacje, projekcje video, fotografie - wszystko to jakies takie wspolczesne i malo pomyslowe. a glowna atrakcja wystawy byl performance artystki z izraela, adiny bar-on. performerka to podobno strasznie znana, ceniona itd. a performance jakos mnie nie porwal, chyba po prostu takie dyrdymaly przestaja mnie bawic. nazwywal sie 'something about love' i skladal sie z trzech czesci: w pierwszej artystka wydawala z siebie niesamowite dzwieki, ktorych glowna cecha miala byc ekspresja, potem probowala rozmawiac z publicznoscia, dopytujac sie, jak nam sie zyje, tam gdzie zyjemy, ale rozmowa jakos nie szla, a potem robila miny i probowala nawiazac kontakt wzrokowy z poszczegolnymi widzami.
a, czescia tego performace byla akcja artysty z czech, martina zeda, ktory powycinal gwiazdki z duuuuzej flagi europejskiej, ktora byla rozpieta przed nami, a potem wycial w niej kolo i w koncu blekitna flaga wygladala jak rumunska flaga z dziurka po rewolucji w 1989. a moze ja sie nie znam :)

rumunki dbaja o tezyzne fizyczna takze w cerkwi. posiedzialem sobie jakies pol godziny w mrocznym wnetrzu cerkwi klasztoru gorujacego nad miastem i przez caly ten czas slyszalem jakis szelest. gdy wychodzilem, zobaczylem o co chodzi: chuda kobieta dopelniala jakiegos dziwnego dla mnie ceremonialu: stojac zegnala sie znakiem krzyza, klekala i calowala podloge , tak caly czas, jaki tam bylem. robila to, zanim wszedlem i pewnie dlugo potem. poza tym wszystkie kobiety, ktore wchodzily do cerkwi, zegnaly sie po kilkanascie razy, po kazdym, razie klaniajac sie w pas i dotykajac reka podlogi, pod kazda ikona. taka to modlitwa, calym cialem i tylko chyba taka, bo nie widzialem nikogo, kto robilby w cerkwi cos innego, niz znaki krzyza i uklony do ziemi.
 
Komentarze:
cha cha widze Padre,że humorek dopisuje Ci jak zwykle:-)nam tu starasznie Cię brakuje i wspominamy Twoją osobę z każdym głębszym łyczkiem piwa!Ściskam mocno co by Ci gały na wierzch wyszły!więcej w mailu,za pisanie którego już się zabieram.pa pa Tyśka
 
Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]





<< Strona główna
po pięciu latach w rumunistanie, po czterech latach od porzucenia pisaniny powracam do komentowania rumuńskiej rzeczywistości.

wygląda na to, że rzeczywistość się zmieniła. i sposób patrzenia także.

autor uprzedza lojalnie, że jego obserwacje są stronnicze, opinie - subiektywne, a teksty w zamierzeniu ironiczne, a nawet złośliwe.

Moje zdjęcie
Nazwa:
Lokalizacja: Bukareszt, Romania
Archiwa
sierpnia 2004 / września 2004 / października 2004 / listopada 2004 / grudnia 2004 / stycznia 2005 / lipca 2005 / września 2005 / sierpnia 2009 /


Powered by Blogger
Web Counters

Subskrybuj
Posty [Atom]