no to studiujemy
w koncu ulozylem swoj plan zajec i zaczalem chodzic na wyklady. niektorych wykladowcow rozumiem w stu procentach, niektorych tylko troche, a na innych kursach czuje sie ciut sfrustrowany i zastanawiam sie nad wykresleniem ich z planu. tylko, ze malo by mi w tym planie zajec zostalo, zwlaszcza, ze podstawowym kryterium wyboru byla godzina, o ktorej sie dany wyklad zaczyna: po siedmiu latach studiow wiem doskonale, ze nie ma po prostu sensu obiecywanie sobie, ze bedzie sie wstawac przed dziewiata. a jesli nawet czasem sie uda, to o koncentracji nie ma mowy. strata czasu. tak tez zaczynam moje zajecia o dwunastej, raz tylko o dziesiatej rano.
szlag mnie malo nie trafil w stolowce; jeszcze takiego zakladu zywienia zbiorowego w zyciu nie widzialem i mam nadzieje, ze juz wiecej nie zobacze. najpierw musialem czekac jakies pol godziny w tloku, bo kolejka nie dalo sie tego nazwac, dzierzac w garsci tlusta tace i niedomyte sztucce. gdy dopchalem sie do lady, dostalem zupe z wody z woda oraz kawalek miesa, chyba kurzego, z frytkami, a wszystko w temperaturze pokojowej. ale to nie wszystko! trzeba bylo jeszcze dopchac sie do kasy i poczekac, az pani poprawi makijaz! slowo daje, mialem ochote szurnac tymi specjalami w te jej wytapetowana gebe... gdy doszedlem do stolika, jedzenie mialo juz temperature bliska zamarzaniu, bo jadalnia oczywiscie nie ogrzewana, bo po co, jak przeciez sie nachucha.
a w zeszlym tygodniu to nie tylko na uczelnie chodzilem, ale tez uprawialem kulture - wybralem sie do opery. na 'cyrulika sewilskiego'. az by sie chcialo cos zlosliwego napisac, ale... poprostu sie nie da; tak mie sie podobalo. poczawszy od samego budynku teatru (po prostu cudenko, trzeba samemu zobaczyc), skonczywszy na inscenizacji i kreacjach aktorskich (przezabawne, zaprzeczajace opinii, ze w operze to co lepszy spiewak, to nedzny aktor). no moze troche huren waren schlecht, czyli chor byl troche kiepski. i elektroniczny klawesyn to nie jest prawdziwy. i troche ten sliczny budynek sie sypie, zaczynajac od tynku na suficie... dosc.
jestem w trakcie zalatwiania karty stalego pobytu; mam juz cztery z szesciu koniecznych papierkow. w tym tygodniu mam zamiar to zakonczyc, zdobyc swiadectwo zdrowia i oplacic jakis smieszny podatek. musze tylko skserowac pluca pod rentgenem, zrobic test na hiv i jeszcze jakis, nie jestem pewien, chyba ciazowy. jak wyjdzie pozytywny, to dam znac.
hmm... milo by mi sie zrobilo, gdyby moi ulubieni rodzice do mnie zadzwonili, albo napisali...:)