pisanie o rumunistanie
środa, września 22, 2004
  fomka w absurdistanie
zaczalem sie zastanawiac, czy by czasem wlasnie tak nie przemianowac tego bloga. bo tak sie sklada, ze mialem byc juz w domu, a nadal nie jestem nawet w polowie drogi... pisze z czerniowiec. dotarlem tu jakies trzy godziny temu.
ale od poczatku: rozkoszujac sie jesienno-letnim popoludniem wloczylem sie po suczawie. jak klasyczny pieknoduch zachwycalem sie uroda jesnego i cichego kosciola, bodajze pw. marii panny, wsluchiwalem sie w tykanie zegara i szepty modlacych sie staruszek. przed wejsciem dalem zebraczce moje drobne, jakies 2000 lei. natychmiast wbiegla do kosciola i wrzucila je do skrzynki na ofiary, po czym wypisala kartke z intencja. krotko sie pomodlila i wyszla, by dalej zebrac.
spotkalem ja jeszcze raz, gdy wychodzilem ze mszy. zebranie nie bardzo jej wychodzilo, bo przed nia stanowisko zajal jakis dziad i zgarnial cala kase. pokazala mi, ze chce pic. dalem jej butelke wody. natychmiast ja odkrecila i pila lapczywie. gdy wszyscy ludzie juz wyszli z kosciola, powoli poszla w dol miasta deptakiem, zapalajac zgniecionego papierosa.

usiadlem w parku, przy fontannie. na lawce opodal stala czarna, skorzana torebka. po chwili trzy kobiety, ktore usiadly na sasiedniej lawce zaczely sie wypytywac o wlascicielke tej torebki, czy jej nie widzialem. jedna z nich pobiegla po policjanta. zanim sie zjawil, przybiegla zdyszana wlascicielka. zalozyla ja na ramie, nawet nie sprawdzajac zawartosci. policjant, gdy w koncu sie zjawil, zabral je wszystkie ze soba, pewnie do spisania protokolu, bo tu na wszystko musi byc papier.

w najbrudniejszej knajpie swiata zjadlem kolacje: grilowana watrobke z frytkami. gdy jadlem, przysiadl sie do mnie jakis starszy pan i zaczal nawijac o korupcji, mafii i takich innych, ze demokracja to w rumunii to blablabla (doslownie) i zapytal, czy nie mam ochoty na dziewczyne. gdy dowiedzial sie, ze wyjezdzam w nocy, zaproponowal jeszcze raz. podziekowalem za towarzystwo i poszedlem na dworzec. tam zobaczylem mlodego, opalonego goscia z plecakiem i karimata. byl to oczywiscie polak, artur z krakowa, wracajacy ze zwiedzania bukowinskich klasztorow. byl to jego pierwszy wyjazd zagraniczny i to od razu w rumunska glusze. ale byl zachwycony. po chwili pojawilo sie jeszcze dwu opalonych z plecakami i od razu zrobilo sie wesolo. tylko ze wesolo byc przestalo, gdy po pol godzinie w okienku kasowym pojawil sie jakis wazny gosciu i oznajmil, ze 'autobuzul la polonia nu merge', czyli z przemytniczej przygody nici. jakies problemy na granicy. najblizszy autobus: do czerniowiec o 5 rano. za 200 000 lei. poszlismy do kantoru by (nielegalnie) nabyc papierki z pocztem prezydentow usa, bo leje juz by nam sie nie przydaly. na parkingu zlapal nas kierowca busika i zaproponowal jazde do czerniowiec za 7 dolca. natychmiast zgodzilismy sie, bo czekanie do rana w suczawie nas nie podniecalo. i pojechalismy. rozwaleni w tym busiku jak krolowie na imieninach stroilismy sobie zarty i krakalismy o pozostaniu w rumunii i wszystkich mozliwych klopotach w podrozy. i wykrakalismy. na granicy w sirecie pan w mundurze, sprawdzajacy nasze paszporty, wykrzyknal moje nazwisko i zawolal do budki. co sie okazalo? ze owszem, zgodnie z tym, jak mnie poinformowalo, turystyczny pobyt w rumunii dla obyweteli niuni to 90 dni, ale... za wyjatkiem polski! przez trzy tygodnie bylem na terytorium republiki mamalygi nielegalnie! i co? pan pojedzie do suczawy i zglosi sie rano na policje, dadza panu taki papier i pan wroci. probowalem robic z siebie glupka na rozne sposoby, ale panowie wladza byli nieublagani. a moim wysilkom wzrokiem z deka przerazonym przygladali sie chlopaki i kierowca. zdazylismy sie jeszcze pozegnac, kierowca pelen wspolczucia wreczyl mi 3 dolce z powrotem i zostalem sam, zszokowany, na bukowinskim wygwizdowie.

przez godzine probowalem lapac stopa z powrotem az w koncu kierowca bialoruskiego autobusu zgodzil sie, za 5 dolca. w ciagu pol godziny opowiedzialem mu o mojej milosci do bialorusi, o moim niesmaku do 'bat'ka' i pochwalilem sie znajomoscia ruskich matow. bylem tak dobry, ze gdy wysiadalem, nic ode mnie nie wzial.
o pierwszej w nocy dostukalem sie do domu polskiego i obudzilem ciecia. nawet o nic nie pytal. pozwolil mi spac na fotelach. rano sprzataczka zrobila mi kawe. ladnie podziekowalem i poszedlem szukac biura ds. cudzoziemcow. znalazlem je po godzinie. pan oficer wysluchal mojej historii, sfotografowal z en face i z profilu, polecil zrobic ksero odpowiednich stron paszportu i sporzadzic deklaracje. sekretarka ladnie mi ja podyktowala, ze wszystkimi biurowymi zawijasami. potem kazali mi isc na spacer na godzinke - dwie. gdy wrocilem, wreczono mi... nakaz opuszczenia kraju. tak jakbym dzien wczesniej nie chcial go opuscic. i bez zadnych konsekwencji typu zakaz wjazdu, nie. moge tam wrocic chcby i dzis.

na tym samym parkingu przed targowiskiem podszedlem do faceta smetnie patrzacego w dal i po rumunsku oznajmilem, ze szukam transportu do czerniowiec. pokazal, ze nie rozumie. zapytalem po rusku. pokazal sasiedni samochod, czarnego nissana. zapytalem ile kosztuje, a on bez slowa wzial moja dlon i dlugopisem napisal wewnatrz 300 000 lei. -dolary? -zapytalem. odpowiedz tym samym sposobem: -7. chcialem wsiasc, ale gestem kazal czekac. po chwili pojawil sie czarny brodacz o urodzie rumcajsa, sprowadzil jeszcze jakas handlarke, a po chwili podszedl jakis turysta po siedemdziesiatce i juz bylismy w komplecie. w drodze dlugo rozmawiali tylko ze soba, mnie ignorujac, ale jak sie przekonali, ze mowie po rumunsku, zaczeli i mnie wypytywac. zaplacilem za jazde. rumcajs przeliczyl i oddal jednego dolara.

tym razem, uzbrojony w urzedowy papierek, moglem juz opuscic rumunie. i tak znalazlem sie w czerniowcach, tylko zamiast zwiedzac to miasto cudow, siedze w kafejce internetowej i pisze te bzdury.

chlopaki z suczawy! napiszcie, jak dotarliscie!
 
Komentarze:
Halo,halo buona zeala,serwus! Tu chłopaki z Suczawy! Tak jak piszesz, przerażeni dotarlismy do Czerniowiec, gdzie kibel ośmiogodzinny na gara de tren nas czekał.Bardzo wygodne fotele, momentalnie nas ukoiły do snu:), sniły nam się na powrót bukowińskie przestrzenie, które dziwnie się zapętlały, nie chcąc nas wypuścić ze swych macek. Po odwiązaniu plecaków nad ranem, wtedy kiedy obudził nas żwawy rytm marsza proweniencji wojskowej.Przeżyliśmy dość tramautczną wizytę w miejscowym, polecanym w przewodnikach, kiblu, gdzie jak do startu w boksach...dobrze, że urodził się Adam Małysz i ta pozycja stała się naszą narodową specjalnością. Więc kupiliśmy bilety (po wypadzie do nieoznakowanego kantoru) i ...jazda do Przemyśla.Dziś leczymy się w podpoznańskim Szpitalu Klinicznym dla Chorych Psychicznie skąd serdecznie pozdrawiamy! A tak poważnie dobrze,że nasi znajomi rodacy w ramach terapii mieli już dobrze schłodzone "luksusowe" napoje. Pan Artur wysiadł w Krakowie - ponoć do dziś wiedzie spokojne życie na wsi, gdzie jeno kury pieją...
 
no, to zajebiscie, ciesze sie, ze i wam sie udalo. co prawda na dworcu autobusowym w czerniowcach spotkalem tego pana, co nas wtedy wiozl; mowil, ze wszystko z wami w porzadku, ale fakt, ze sie o osiem godzin ciachna z tym odjazdem pociagu do przemysla nakazal mi wziac porawke na wszystkie jego wypowiedzi.
dobrze, ze jestescie w domu, ale z drugiej strony szkoda, ze mniejszosci polskiej na bukowinie nie zasilismy... wpadajcie jeszcze, pozdrawiam.
ps. tak prawde mowiac, to dawno tak posrany nie bylem, jak na tej granicy...;)
 
Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]





<< Strona główna
po pięciu latach w rumunistanie, po czterech latach od porzucenia pisaniny powracam do komentowania rumuńskiej rzeczywistości.

wygląda na to, że rzeczywistość się zmieniła. i sposób patrzenia także.

autor uprzedza lojalnie, że jego obserwacje są stronnicze, opinie - subiektywne, a teksty w zamierzeniu ironiczne, a nawet złośliwe.

Moje zdjęcie
Nazwa:
Lokalizacja: Bukareszt, Romania
Archiwa
sierpnia 2004 / września 2004 / października 2004 / listopada 2004 / grudnia 2004 / stycznia 2005 / lipca 2005 / września 2005 / sierpnia 2009 /


Powered by Blogger
Web Counters

Subskrybuj
Posty [Atom]