zajecia
tak wlasciwie to jeszcze nie wyrobilem sobie jakiejs wyraznej opinii na temat merytorycznej strony mojego kursu. bylem jak do tej pory tylo na dwu zajeciach;) trwaly one co prawda po szesc godzin, niemniej jednak to ciut za malo, by cos powaznego napisac. bede zatem pisac nie calkiem powaznie.
tja. szesc godzin rumunskiej gramatyki dla poczatkujacych to... terror, horror i jesli jest jeszcze jakies slowo z trzema R, to tez bedzie to. tym bardziej, ze wiekszosc moich komilitonow to niezbyt rozgarnieci makaroniarze. oczywiscie musze arogancko tu dodac, ze mimo mojego trzydniowego spoznienia radze sobie calkiem-calkiem:)
lektorka to bardzo mila kobietka w stopniu naukowym doktora (doktorki?), strasznie sie swoja rola przejmujaca. Iolanda przezywa kazde spoznienie, kazda glupia uwage co do stopnia skomplikowania systemu gramatycznego jezyka rumunskiego niby osobista tragedie. uczymy sie z podrecznika jej autorstwa i biada, jasli ktos zwroci uwage na jakas literowke w tekscie! tlumaczy sie babka jak najeta, ze to nie jej wina, ze wydawnictwo itd.
czas podczs zajec biegnie nieslychanie szybko, pewnie dlatego, ze prowadzonesa one nieslychanie energicznie i intensywnie. nie tracimy ani pieciu minut. nie wiem, jak to sie naszej lektorce udaje: caly czas kontroluje grupe, odpowiadajac jednoczesnie na nawet najglupsze pytania kazdego z uczestnikow i od czasu do czasu kontrolujac nasze cwiczenia.
cogodzinne, dziesieciominutowe pauzy wykorzystujemy na uzupelnienie poziomu cukru i kofeiny. picie i przekaski dostajemy "od firmy"; specjalnie na nasza czesc zniesiono zakaz palenia. a jezeli go nie zniesiono, to w kazdym razie nikt nawet nie osmieli sie zwrocic palaczom uwagi na zakaz. nie bardzo wiem, z czym ma to zwiazek, prawdopodobnie po prostu jet to jeden z elementow chuchania i dmuchania na studentow z zagranicy. chodzi o to, ze wszyscy na tej uczelni staraja sie, zebysmy byli jak najbardziej zadowoleni. straszne tu ludzie maja kompleksy...:)
zorganizowano dla nas dzis wycieczke do muzeum etnograficznego. nieslychanie to intersujace, nie bede sie tu rozwodzil, trzeba to po prostu zobaczyc. krotko: na wioskach w Rumunii zyje sie gdzieniegdzie jeszcze jak za krola cwieczka! powaga! oni dalej wierza w upiory i zle duchy, przed ktorymi chroni sie swe zbiory za pomoca totemu z konskiej czaszki nasadzonego na kij wbity w polu!!! tak przynajmniej utrzymywal nasz przewodnik.