szukajac
dzis znow spotkalem mojego znajomego malarza-prymitywiste. wydaje mi sie, ze od zeszlej niedzieli nie sprzedal zadnego obrazu, a jesli sprzedal, to na pewno zadnego z tych, ktore mi sie podobaja. bo musicie wiedziec, ze facet uprawia dwa rodzaje malarstwa: pejzaz podpubliczkowy, bardziej w kierunku malarstwa pokojowego, oraz duzo ciekawsze malarstwo prymitywistyczno-oniryczne. zauwazylem, ze zrobilem niesamowite postepy w nauce rumunskiego, bo dzis zrozumialem chyba ze 40 procent tego, co mi opowiadal. a ze chyba mnie polubil, opuscil ekspozycje w parku i zabral mnie do swego magazynu, ktory miesci sie w niesamowicie wilgotnej i smierdzacej piwnicy domu obok teatru.
i znow spodobal mi sie jeden obraz, jakby ilustracja do jakiejs basni. w lewym, gornym rogu cerkiew trzech hierarchow w jassach, po prawej stronie przedwojenne miasto: kamienice i czerwony tramwaj ciagniety przez pare koni, na dole po lewej stronie wiosenny sad i modlacy sie w nim ludzie, a nad tym wszystkim, jak u chagalla, szybuje Jezus. i to wszystko w pastelowych, cieplych i pogodnych kolorach. tylko ze malunek ma tylko jedna wade. gosciu spiewa sobie zan 100 ewro.
po kosciele poszedlem szukac cmentarza zydowskiego. oczywiscie nie wzialem mapy i sie zgubilem i zamiast cmentarza znalazlem np. wiezienie o zaostrzonym rygorze, ktore urzadzali chyba jeszcze niemcy, bo to, co widzialem zza muru, czyli lampy i wierze straznicze, jak zywo przypominalo mi filmy o obozach koncentracyjnych i stalagach. nastepnie niechcacy znalazlem ogrod botaniczny, ktory wlasciwie chcialem znalezc dopiero jutro:) troche zapuszczony, ale robi wrazenie. wejscia do oranzerii nie znalazlem. pokrecilem sie wiec po czesci 'napowietrznej' i... nie moglem znalezc wyjscia. zapytac tez nie bylo kogo, bo znalazlem sie w jakiejs chyba niedostepnej dla zwiedzajacych jego czesci. kiedy wreszcie doszedlem do jakiejs drogi, zobaczylem budowe jakiejs wypasionej willi i krowe, zjajadajaca sie na pewno jakas rzadka, unikatowa trawa. poszedlem dalej i nie musialem juz pytac o droge, bo trafilem na aswaltowke, ktora niestrzezonym wejsciem dojezdzaja piknikowicze. a ja glupi musialem zaplacic 1100 lei za wstep.
do centrum dotarlem przedmiejskimi zaulkami. dzielnice tego miasta mozna poznawac po zapachu. centrum smierdzi spalina, zacieniona lipami moja dzielnica copou - ptasim gownem, natomiast przedmiescia - gownem konskim, miejscami takze kurzym. sam smak!