pisanie o rumunistanie
poniedziałek, sierpnia 09, 2004
  niedziela mija...
a cieplej wody w tym wypasionym akademolu wciaz ni-ma. poza tym w moim pokoju, ktory dziele z calkiem milym makaroniarzem, juz zdazylo sie popsuc co nastepuje:
- maszynka do pedzenia kawy (trzy dni temu)
- klapa od sedesu (dwa dni temu)
- drzwiczki od szafki nocnej (wczoraj)
ponadto: dzisiaj telewizor zaczal swirowac i nie jestem pewien, czy poogladam choc kawalek igraszek olimpijskich. tak w ogole, to z Davide stwierdzilisny, ze caly ten przepyszny palac trzyma sie na leukoplastrach. coz, to takze jest element tzw. 'romanian experience'. tylko, ze jesli usterki beda nastepowac po sobie w takim tepie, jak dotychczas, to 'doswiadczanie rumunii' zmieni sie w 'romanian survival'. dobra, dosc przezywania.
dzis na kartke pocztowa zasluzyli moi ulubieni rodzice (nagroda w kategorii 'telefon') a na zaszczytna wzmianke - moj osobisty mlodszy brat (wyroznienie za maila z wiesciami ze stron rodzinnych). coz, niedziela, dzien wesoly.
i mama, i ojczur, mlodszy rowniez zasugerowali mi dzis, bym nieco rozsadniej gospodarowal zasobami pienieznymi, poniewaz rezerw walutowych malo i w wypadku, gdybym mial zamiar kontynuowac dotychczasowa polityke finansowa, moglo by nastapic zachwianie rownowagi budzetowej w rodzinie, coz kolei przyczyniloby sie do uszczuplenia, lub (hospody pomyluj) zamrozenia rozdzialu budzetowego 'edukacja tomka'. poniewaz nie jest mi to (jasna sprawa) na reke, zamierzam dostosowac sie do tych (jakze slusznych i rozsadnych) zalecen i powrocic do stolowania sie w lokalach kategorii nizszej niz 'casa pogori', gdzie to jadlem te fantastyczna wolowinke... dyrektywy otrzymalem jednak dopiero poznym popoludniem... a dzien zaczalem jednak dziwnym trafem od... obiadu w 'pogori'. daje slowo, szedlem szukac jakiegos bistro w stylu tego z przedwczoraj, ale zaszedlem do tej jedwabistej restauracji (jest ona jakies 500 metrow od mojego locum) tylko do toalety. a gorac jak diabli, zamowilem tylko tonik. a ze oprocz tonika dostalem tez menu, to przegladnalem... i stwiedzilem, ze ten pstrag saute nie jest wcale taki drogi. do pstraga wzialem ziemniaki z cascavalem, a na pierwsze pozywny bulion wolowy z kawalkami pysznego mieska i ziemniaczkow. i tyle. daje slowo. wydalem 270000 lei, czyli 27 zeta. to byla z reszta celna inwestycja, bo do samego wieczora nie jadlem juz nic. poza tym niedziela, dzien wesoly:)

po obiedzie spacer po tym cudnym grodzie - sam, bo mojego cicerone mam troszke dosc po wczorajszym wieczorze. jest chlopak bardzo cienki w piciu i po dwoch piwach zrobil sie straszliwie wylewny i nadopiekunczy. pomijam reszte kompleksow. (wiem, w tym momencie jestem chyba ciut bezczelny opisujac calkiem zyczliwego kolesia, ale to element mojej zabawy w analize kulturoznawcza. moze tego nie przeczyta:) w kazdym razie dalem mu delikatnie do zrozumienia, ze spotkamy sie w poniedzialek.
na placu przy bulwarze stefana wielkiego poogladalem sobie dziela sztuki naiwnej, oferowane do sprzedazy przez miejscowych nikiforow. z jednym z nich sobie pogadalem, to znaczy on se do mnie podagal, a ja udawalem, ze rozumiem. pochwalil sie trzema katalogami wystaw i kolekcji, w ktorych jego malunki sie znajduja oraz nagrodami, jakie za swoja sztuke dostal. strasznie mi sie to jego malarstwo spodobalo, jest bardzo pogodne i technicznie calkiem niezle. takie w stylu 'co-by-namalowal-salvator-dali-gdyby-mu- sie-akurat-nie-snil-koszmar'. troche mi to przypominalo ilustracje do bajek andersena w trzytomowym wydaniu, w ktore sie wmedytowywalem, jak bylem maly. a przy tym jest oryginalne w kazdym wypadku. jesli zaoszczedze, to jakis obrazek od niego kupie. wzialem nawet adres i numer telefonu. 250 zeta za kawal sztuki to bardzo dobra cena, tak mi sie wydaje.

zaraz potem poszedlem do kosciola. w zyciu nie bylem na mszy celebrowanej z taka dbaloscia o estetyke! poczawszy od kosciola, wybudowanego jakies dwa lata temu, ale przeslicznego, przez muzyke (doskonaly chor) i sama celebre do jezyka rumunskiego, ktory strasznie mi sie podoba. mlodziutki ksiadz, ktory celebrowal msze tak naturalnie, bez zadnego nadecia, ale tez bez sztucznego luzu albo niedbalosci. wielu naszych plebanow mogloby sie sporo nauczyc, gdyby przyjechali tu na wakacje, zamiast do jakiegos wypasionego osrodka wczasowego w koscielisku pod zakopcem. na przyklad wychodzenia po mszy z kosciola na dziedziniec, by zamienic pare slow z wiernymi. dochodzi do tego, robiaca wrazenie niesamowicie szczerej, poboznosc tubylcow - tak katolikow, jak prawoslawnych.

po mszy powluczylem sie jeszcze po miescie, obserwujac uliczne zycie cyganow. a to dopiero egzotyka! ale o tym kiedy indziej.ide spac
 
Komentarze: Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]





<< Strona główna
po pięciu latach w rumunistanie, po czterech latach od porzucenia pisaniny powracam do komentowania rumuńskiej rzeczywistości.

wygląda na to, że rzeczywistość się zmieniła. i sposób patrzenia także.

autor uprzedza lojalnie, że jego obserwacje są stronnicze, opinie - subiektywne, a teksty w zamierzeniu ironiczne, a nawet złośliwe.

Moje zdjęcie
Nazwa:
Lokalizacja: Bukareszt, Romania
Archiwa
sierpnia 2004 / września 2004 / października 2004 / listopada 2004 / grudnia 2004 / stycznia 2005 / lipca 2005 / września 2005 / sierpnia 2009 /


Powered by Blogger
Web Counters

Subskrybuj
Posty [Atom]