fauna miejska
uprzedzam lojalnie, ze to temat zastepczy, bo sezon ogorkowy nastal. nic sie nie dzieje i brak akcji jest.
po pierwsze - psy.
sa wszedzie. na chodnikach - spiace. w zaulkach - agresywne. na ulicach - rozjechane. w podworkach - czochrajace sie. w parkach - biegajace sforami. w telewizji - w przepelnionych schroniskach. rozmnazaja sie jak kroliki w australii. gdy sie tu przyjedzie, ma sie wrazenie, ze jest ich wiecej, niz ludzi. i to jest calkiem prawdopodobne.
po drugie - koty.
wieczorem, wchodzac do naszego akademiku, nalezy uwazac na kocice z mlodymi. wyleguje sie na wycieraczce lub na sztucznych marmurach i fuczy na przechodzacych. portierka wystawila jej miske z mlekiem, a zagraniczne studentki rozklejaja sie wieczorami, obserwujac gramolace sie pod mama kocieta. inne koty halasuja w smietnikach albo spiewaja pod oknami wlasnie w tej chwili, gdy ma sie ochote zasnac.
dalej - ptaki.
reprezentacyjna aleja Copou to bardzo niebezpieczne miejsce wieczorem. zwlaszcza, gdy nie ma sie parasolki. te cholery tylko czekaja na przechodnia, by go osrac. mnie na przyklad osraly.
nawet w centrum miasta, mieszkancy samodzielnych domow trzymaja na podworkach ptactwo domowe. dlatego nawet mieszkancy blokow z wielkiej plyty maja przyjemnosc buc budzonymi pianiem koguta:)
i jeszcze - krowy.
wyobrazcie sobie: srodek miasta, glowne rondo, godzina szczytu, a na skwerze pasa sie dwie krowy. po chwili postanawiaja sie przeniesc i blokujac ruch na skrzyzowaniu, dostojnym krokiem udaja sie do parku opodal.
widzicie - nie trzeba jechac do indii, by takie cuda zobaczyc.
na koniec - cykady.
a moze swierszcze, nie znam sie. daja koncert kazdego wieczoru. nie jest to jednak taki wysoki, przeszywajacy uszy dzwiek jak w czerwcu na polskich lakach, tylko lagodny, pastelowy, pulsujacy jak spokojny oddech. cudo.