dojechali!
otoz i przybylem. po dwunastogodzinnej podrozy samochodem przez 600 kilometrow, bohatersko pokonujac dwie doskonale strzezone granice moj ulubiony Ojczur i osobisty Mlodszy Brat dowiezli mnie do Jass.
troszke zalowalem, ze niezmiernie ciekawe okolice wschodniej Galicji, czyli zachodniej Ukrainy obejrzec moglem jedynie z okien samochodu jadacego z predkoscia podrozna 85 km/h, niemniej jednak dzieki temu na miejsce dotarlismy jeszcze za dnia, bez problemu znalezlismy moj akademik.
ta instytucja to... krotko piszac, pelny wypas, jedwabistosc, marmury, czyli sen cygana skrzyzowany z marzeniem o las vegas. do pelnego orgazmu brakuje tylko... cieplej wody w kranie. ale to podobno przejsciowy problem. jesli chcielibyscie zobaczyc, jak owo palazzo prozzo wyglada, kliknijcie tu: http://www.infoiasi.ro/socrates/eng/accomod.htm
oczywiscie juz pierwszego wieczoru zdazylem sie zintegrowac zarowno z miejscowymi (pomogli moim Dobroczyncom znalezc kwatere w akademikach politechniki), jak i z innymi kursantami (w kuchni rozpetala sie spontaniczna impreza; zaznaczam, ze tym razem nie bylem inicjatoren, JESTEM NIEWINNY!)
caly ten kurs to tuzin z przygarscia mlodych ludzi, glownie makaroniarzy, zabojadow i hiszpanow, jest tez jedna niemra i szwancarka. i jak to z mlodymi ludzmi bywa, sa mlodzi, ladni i mili. studenci z wymiany to w ogole specyficzny ludek. sa tu ledwo kilka dni, a juz zaczynaja sie krystalizowac pewne uklady damsko-meskie; jest tez pewna nowa, swiecka tradycja w postaci wspolnych kolacji. dzis wlosi pichca, niechybnie spaghetti, uciekam wiec, bo nic dla mnie nie zostanie;)